The Bahamas
Jakiś czas temu wpadliśmy na pomysł udania się na 3 dniowy rejs na Bahamy.
Norwegian Cruise Line
Firma Norwegian organizuje kilkudniowe rejsy na Bahamy z Miami i Nowego Jorku. Jesteśmy fanami Florydy, dlatego zdecydowaliśmy się na wypłynięcie z majamskiego portu,
po powrocie z rejsu chcieliśmy jeszcze przez kilka dni polenić się w Miami.
po powrocie z rejsu chcieliśmy jeszcze przez kilka dni polenić się w Miami.
Cena rejsu zawiera:
- Podróż z portu w Miami na Bahamy i z powrotem - 2 noclegi, 3 dni
- Pożywienie (bufety otwarte 24/7 oraz kilka wykwintnych restauracji, które serwują jedzenie w porach obiadu i kolacji). Za nic nie trzeba było płacić, należało jedynie okazywać swoją kartę pokładową, która była jednocześnie kluczem do pokoju.
- Room service
- Rozrywkę na statku - można tam było zagrać w kasynie, udać się do galerii sztuki, oglądać koncerty muzyczne, wziąć udział w Stand-up comedy show, zagrać w golfa, koszykówkę, popływać w basenie, skorzystać z jacuzzi itp. Tak naprawdę każda chwila na statku wypełniona była jakimiś atrakcjami, ale oczywiście najwięcej atrakcji było po zejściu na ląd.
Alkohol jest dodatkowo płatny
Widok ze statku na downtown Miami
Przemysłowa część portu w Miami
Bliźniaczy statek
Statek którym płynęliśmy był naprawdę ogromny, dlatego podczas pierwszego dnia, po zostawieniu bagaży w niewielkich, ale praktycznie urządzonych pokojach, udaliśmy się na pokład, aby rozeznać się co jest gdzie. Nie było to proste - na statku było 12 poziomów (!), a na każdym znajdowały się inne restauracje i atrakcje. Po środku głównego pokładu znajdował się basen oraz kilka jacuzzi, oprócz tego z każdej strony statku znaleźć można było bufety, które serwowały różne potrawy i napoje. Dobrze, że w wielu miejscach rozmieszczono plany, bowiem naprawdę rozeznanie się w tym wszystkim nie jest takie proste!
Norwegian
Nasz pokój
Malutka łazienka
Główny pokład - tu na chwilę po tym jak weszliśmy na statek. Jeszcze świecił pustkami
Tutaj już zdjęcie robione pod wieczór
Korytarze - dobrze, że były wąskie, bo jak bardzo kołysało to odbijaliśmy się od prawej do lewej strony ;)
Jedna z restauracji
Jeden z bufetów
Windy
Kasyno
Pyszne śniadania z genialnym widokiem
Sernik, który był tak smaczny, że trzeba go było uwiecznić
W pierwszą noc statek musiał pokonać dosyć dużą odległość by dopłynąć do naszego pierwszego przystanku - niedużej wyspy na Bahamach, która jest wyspą prywatną i należy tylko do Norwegian Cruise Line. Przez to, że trzeba było płynąć daleko, statek rozwinął bardzo dużą prędkość, co niestety było odczuwalne na jego pokładzie. To właśnie tego wieczora przypomniałam sobie co to choroba lokomocyjna. Całe szczęście zawroty głowy i nudności skończyły się, gdy położyłam się do łóżka, ale muszę przyznać, że ta noc nie należała do najprzyjemniejszych! Całe szczęście rano wszystkie niedogodności odeszły w niepamięć - przyczyniła się do tego wspaniała wyspa Great Stirrup Cay na której czekał na nas jasny, czyściutki piasek oraz woda tak czysta, że można w niej było oglądać całe dno.
Nasz statek
Pierwsza plaża
Ze statku na wyspę zostaliśmy przetransportowani dużą łodzią, która przez cały dzień kursowała co kilkanaście minut w obie strony - dzięki temu można było wrócić do pokoju, zjeść coś na pokładzie itp.
Według nas było to niepotrzebne, bo na wyspie rozlokowane były bufety z jedzeniem - najfajniejsza część bufetu to ta zawierająca super pyszne, egzotyczne owoce - oraz toalety i łazienki. Szkoda czasu na takie podróżowanie, lepiej korzystać z plaży :)
Takie łodzie krążyły między statkiem a wyspą
Co ciekawe, plaż było kilka, można było usadowić się na najbliższej, co było decyzją większej części pasażerów, albo pospacerować 10 min. i wybrać prawie puste oazy. Po raz kolejny zdziwiło nas jak leniwi potrafią być ludzie. My wybraliśmy się na spacer i nie pożałowaliśmy tej decyzji - przez cały dzień cieszyliśmy się piękną przyrodą, spokojem i jedynie kilkoma osobami wokół.
Oprócz spokoju dodatkowym komfortem była dla nas świadomość, że na ręcznikach można było zostawiać swoje prywatne rzeczy i nikt ich nie weźmie oraz fakt, że na każdej plaży był ratownik.
Woda była niesamowicie przyjemna, mimo iż był to koniec listopada, i choć słońce prażyło bardzo mocno, zdziwiliśmy się gdy na kilka minut zaczęło kropić. Zanim jednak zdążyliśmy zareagować i schować się, było już po deszczu, a my dalej mogliśmy cieszyć się upałem.
Około godziny 17 trzeba było udać się na statek, tam czekała na nas kolacja i wieczorne atrakcje. Ta noc była bardzo spokojna, parę razy sprawdzaliśmy na górnych pokładach, czy aby na pewno płyniemy - statek ruszał się, ale tak powoli, że tej nocy żadna choroba lokomocyjna nam nie groziła.
Następnego ranka dopłynęliśmy do wyspy New Providence i zatrzymaliśmy się w mieście Nassau - stolicy Bahamów. Po śniadaniu zeszliśmy do portu i zaczęliśmy zwiedzać miasto. Osobiście uważam, że nie ma tam za wielu atrakcji, ot niewielkie centrum z duża ilością ulicznych artystów, którzy chcą sprzedać swoje wyroby.
Zdecydowaliśmy się więc nie tracić więcej czasu i udać na słynną Paradise Island. Można tam pojechać taksówką przez most łączący wyspy lub też udać się niewielkimi wodnymi taksówkami, które są niczym innym jak łodziami, które lata świetności mają za sobą. Wybraliśmy tę drugą opcję, chcieliśmy bowiem podziwiać uroki wyspy z wody.
Cała przeprawa była stosunkowo krótka, trwała ok. 10 minut, najśmieszniejsze było jednak "upychanie" turystów na łódź - miałam wrażenie, że obsługujący łódź nie zdaje sobie sprawy, że ta łajba ma jakiś limit :) Co chwila wołał nowych turystów, nam każąc przytulać się do sąsiada na ławce. Koniec końców jednak ruszyliśmy i już wkrótce z bliska mogliśmy podziwiać słynny Atlantis Hotel.
Po przybyciu na plażę na Paradise Island byliśmy trochę rozczarowani. Co chwila zaczepiali nas tubylcy przekonujący na siłę, że na pewno chcemy skorzystać z przejażdżki na "banana boat" lub skuterze. Woda miała piękny kolor, i od razu mieliśmy ochotę się w niej zanurzyć, jednak zniechęciły nas do tego przybrzeżne glony i niebezpieczne zejścia do wody.
Odeszliśmy trochę dalej i wydawało nam się, że znaleźliśmy w miarę spokojne miejsce, z dala od tłumów turystów i tubylców. Całe szczęście, udaliśmy się jednak na dłuższy spacer i w ten sposób odkryliśmy wspaniałe miejsce, w którym spędziliśmy resztę dnia. Po około 15 minutach dosyć męczącego spaceru - targanie całego ekwipunku w nieznośnym upale stąpając po piachu nie jest łatwe :) - trafiliśmy na sam koniec plaży, gdzie woda była krystalicznie czysta, gdzie nie było żadnych glonów, a zejście było łagodne i niegroźne. Dodatkową atrakcją były tam duże ryby pływające pomiędzy naszymi nogami - bardzo żałowaliśmy, że zapomnieliśmy gogli do pływania, ale ryby można było dostrzec nawet wypatrując je z góry więc przez długi czas naszą zabawą było wypatrywanie największych okazów.
W tle Atlantis Hotel
Gdy zbliżało się późne popołudnie, chcąc nie chcąc musieliśmy spakować nasze szpargały i udać się z powrotem na statek.
Atlantis Hotel
Widok na hotel z naszego statku
Cały ten dzień musiał nas wykończyć, bo w nocy spaliśmy snem sprawiedliwego, nie odczuwając tego, jak szybko płyniemy. Jedynie rano uświadomiliśmy sobie, że w nocy tak trzęsło, że w pokoju porozrzucane były dziwne przedmioty, które nie utrzymały się na swoich miejscach...
Podsumowując
Wycieczka była naprawdę wspaniała, najfajniejszym dniem był dzień na prywatnej plaży Great Stirrup Cay, jednak całe doświadczenie rejsu było tak interesujące, że cieszymy się, że z niego skorzystaliśmy.
Ciekawy ten statek :)
OdpowiedzUsuń