California - here we go again!
Nie planowałam tego. Gdy siadałam dziś do komputera z myślą, żeby powrócić do pisania na blogu i opisania naszej ostatniej wycieczki na zachodnie wybrzeże USA, ogromnie się zdziwiłam widząc, że mój ostatni wpis dotyczący Los Angeles powstał dokładnie (!) 26.03.2014r. Minęło 6 lat i jestem w szoku jak wiele się zmieniło - jeżeli chodzi o nasze postrzeganie tego miasta - oraz jak niewiele, jeżeli chodzi o nasze zakochanie w USA :)
Poprzedni artykuł można przeczytać tutaj.
W listopadzie, wraz z moim mężem Piotrem i z naszym 3,5 letnim synkiem Antosiem, wybraliśmy się na 3 tygodniową wycieczkę do USA. Lecieliśmy bezpośrednio z Warszawy do Los Angeles, gdzie spędziliśmy kilka dni na początku i na końcu naszej podróży.
Widok na góry San Bernardino w Kalifornii
Pogoda dopisała - w Polsce zostawialiśmy za sobą nieprzyjemne temperatury, po to by po 12h lotu cieszyć się słońcem Kaliforni. Oczywiście mieliśmy jet leg (trwał on ok. 3 dni, pierwszego dnia wytrzymaliśmy tylko do godziny 19 i obudziliśmy się o 4:30...), ale adrenalina oraz tęsknota za USA sprawiły, że po motelowym śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie. Antoś kocha plaże, oczywistym więc było, że pierwsze kroki skierowaliśmy ku Venice Beach. Nie wiem czemu, ale tym razem to miejsce nie odstraszyło nas tak jak poprzednio. Sześć lat temu chyba za bardzo mieliśmy w głowie i sercu "majamskie" plaże, które często odwiedzaliśmy. Te z miękkim jak puch białym piaskiem i piękną lazurową wodą. Teraz nie mieliśmy wygórowanych oczekiwań i Venice Beach wcale nie była zła :). Oczywiście dzięki poleceniom naszych amerykańskich przyjaciół znaleźliśmy jeszcze fajniejsze plaże niedaleko LA (między innymi Manhattan Beach), niemniej Venice ma swój klimat i tego jej nie można odmówić!
W listopadzie mimo pięknej pogody nie było tam tłumów. Choć było bardzo ciepło (ok. 27 stopni) i woda była naprawdę lodowata, surferów (ani mojego syna) nie odstraszyła. Spacer wzdłuż Ocean Front Walk przypomniał nam jak śmiesznym i zaskakującym miejscem jest Venice Beach. Pełno tam ulicznych sprzedawców, którzy sprzedają zarówno kiczowate pamiątki jak i rękodzieło lokalnych artystów. Oprócz tego Venice pełna jest ludzi którzy ćwiczą, biegają, tańczą, skaczą albo robią jakieś dziwne rzeczy. Istne szaleństwo! Warto pamiętać, że w Kaliforni marihuana jest legalna, nie dziwił nas więc fakt, że wszędzie było czuć jej zapach i nikt nie krył się z tym że pali skręta.
Na Venice trudno się nudzić - gdy mamy dosyć opalania, możemy udać się na słynną publiczną siłownię, która mieści się przy samej plaży, lub na jeszcze słynniejszy skate park (znany z wielu filmów i teledysków), gdzie non stop ktoś prezentuje swoje umiejętności na deskorolce czy rolkach.
Pewnie na stałe, mieszkając w LA, omijałabym Venice szerokim łukiem, ale to było dla nas fajne przywitanie się z Kalifornią i dzięki niej poczuliśmy wyluzowany zachodni klimat.
Z poprzedniego pobytu w Los Angeles pamiętaliśmy jaką stratą czasu było zwiedzanie Hollywood Boulevard, dlatego teraz nie popełniliśmy tego błędu i jedynie przejechaliśmy się tam autem, żeby "odhaczyć" to skupisko kiczu i bezdomnych.
Ciekawostką jednak było dla nas słynne Beverly Hills. Mając 3,5 latka w aucie planowaliśmy zwiedzanie tak, aby jeździć dziennie ok 3h max, często wybierając na to godziny jego drzemki. Podczas jednej z takich przejażdżek zajechaliśmy właśnie do Beverly Hills i szczęki nam opadły. Byliśmy świadomi jak bogata to dzielnica, ale rzeczywistość nas pokonała :) najdroższe auta świata stały przed najdroższymi willami świata. To wszystko w otoczeniu charakterystycznych kalifornijskich palm... widok bajka!
Co i rusz zastanawialiśmy się, kto może mieszkać w takich domach!
Panorama Los Angeles
Parę ciekawostek o Los Angeles:
- Co kojarzy się nam z LA? Korki! Mimo świetnie zorganizowanej infrastruktury (raz naliczyłam 11 pasów na drodze, w jednym kierunku!), korki są tam na porządku dziennym. Auta stoją na 6 pasach, a my kilka mil w godzinach szczytu pokonywaliśmy w 40 minut. Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Poza tym, jeździło się nam dobrze. Kultura jazdy w USA niezmiennie na wysokim poziomie.
- Jedzenie - śniadania na ogół jadaliśmy w motelach w których spaliśmy (przez śniadanie mam na myśli najczęściej bajgla z serkiem Philadephia, naleśnika albo gofra z syropem klonowym - gwarantuje, że po tygodniu każdy ma dosyć:), bądź w Starbucks. W ciągu dnia mieliśmy niewielki lunch, a późnym popołudniem szliśmy na większą kolację. Sprawdzało się to doskonale - chyba, że jechaliśmy przez totalne pustkowia np. w Arizonie. Wówczas człowiek zatrzymywał się gdy tylko mógł. Ale o tym w następnych wpisach.
- Większość sieciówek restauracyjnych znaliśmy już z naszego wcześniejszego pobytu w USA, gdzie mieszkaliśmy w Waszyngtonie przez blisko dwa lata. Jednak zachodnie wybrzeże miało kilka nowości - między innymi In-N-Out Burger, oraz meksykański fast food El Pollo Loco. Ten fast food to było świetne odkrycie, bo odwiedziliśmy go przez 3 tygodnie kilka razy, za każdym razem będąc w szoku jak niewiele zapłaciliśmy za świeży lunch, który do tego był naprawdę smaczny! (całkowite przeciwieństwo typowych sieciówek takich jak BK czy Mc'Donalds). El Pollo Loco ma w swojej ofercie grillowanego kurczaka (mięso marynowane jest w cytrynach i limonkach, a grillują go na naszych oczach), świeże awokado, tortille, salsy oraz dużo kolendry (dodatki te o dziwo były darmowe i unlimited).
- Los Angeles kusi turystów dwoma najsłynniejszymi parkami rozrywki - Universal Studios oraz Warner Bros (więcej o wycieczce do tego studia pisałam tu.) W tym roku chcieliśmy odwiedzić Universal, ale po przeczytaniu opinii zdecydowaliśmy się to odłożyć, bo z naszym niespełna czterolatkiem musielibyśmy zrezygnować z bardzo wielu atrakcji (są ograniczenia dot. wieku oraz wzrostu), a wstęp na naszą trójkę kosztowałby blisko $600. Nie zostaje nam więc nic innego, jak poczekać gdy Antoś podrośnie i wszyscy będziemy się tam super bawić.
- Nazwa Venice Beach pochodzi od historycznej dzielnicy LA - Venice Canals. Przejechaliśmy przez te uliczki i naprawdę są malownicze.
Venice Canals
- Przypadkiem znaleźliśmy godny polecenia punkt widokowy - Jerome C. Daniel
Overlook above the Hollywood Bowl - na panoramę Los Angeles. Dokładny adres: https://goo.gl/maps/JVA1DUmAKiF563ux6.
Widok z tej lokalizacji
- Odwiedziliśmy również miejsce w którym zastrzelony został Notorious B.I.G. - Piotr jako jego wielki fan nie mógł tego odpuścić.
Miejsce strzelaniny
" " "
Poniżej zdjęcia ze spokojnej Manhattan Beach.
W następnych wpisach opiszę naszą trzytygodniową wyprawę przez Kalifornię, Arizonę i Nevadę (podczas której pokonaliśmy blisko 5 tysięcy kilometrów, co jak na podróż z 3,5 latkiem uważam za sukces :). Podpowiemy co fajnego warto zobaczyć, opowiemy gdzie spaliśmy, ile wyniosły nas ogólne wydatki oraz podzielę się swoimi zdjęciami - których wiadomo mam chyba z milion :)
Gdy ponad 40 lat temu zaczynałem moją amerykańską przygodę, postępowałam zupełnie podobne do Was. Lądowałem w wielkim mieście i kręciłem się wokół, zaglądając od czasu do czasu, do jakiegoś parku stanowego, lub parku narodowego. Gdy już z grubsza odwiedziłem większość amerykańskich atrakcji turystycznych i po zaliczeniu Alaski i Hawajów, (zabrało mi to ok. 10 lat) odkryłem dzikie tereny BLM. Muszę tutaj wyraźnie powiedzieć, że ta dzika Ameryka, bardzo często pozbawiona cywilizacyjnych dróg, urzekła mnie do tego stopnia, że już od ponad 30 lat omijam amerykańskie miasta szerokim łukiem. Im bardziej dzikie i odludne miejsca znajduję, tym lepiej się tam czuję. Czasem, zaledwie kilka mil od asfaltowej drogi, leży niezwykłe uroczysko, gdzie zapuszczają się tylko nieliczni. Root River.
OdpowiedzUsuń