Beautiful Carolina (part II)


Kolejnym miejscem, które zwiedziliśmy pod koniec udanego, przedostatniego dnia naszej podróży, było Charleston - pierwsza stała osada w obu Karolinach. W mieście tym znajduje się bardzo wiele zabytkowych dzielnic, które doskonale pokazują jak bogate było niegdyś to miejsce.
Domy są tu na ogół duże, bogato zdobione, dekoracyjne. Do dziś, miasto cieszy się dużą popularnością turystów, nawet poza sezonem. Co ciekawe, Charleston jest tak niewielkie, iż możliwym jest zwiedzenie całego miasta na piechotę. My byliśmy tam po zachodzie słońca, dlatego też mamy niewielką ilość zdjęć, a wiele z nich nie jest tak dobrej jakości jaką byśmy sobie wymarzyli... Tak czy owak, uważamy, iż jest to malownicza mieścina, którą warto odwiedzić, jednak nie przeznaczajmy na nią więcej niż parę godzin:)

Będąc w Charleston, zdziwiło nas to, iż pomimo tego, że jest już poza sezonem, wszędzie było pełno ludzi! Jeszcze większym zaskoczeniem, była pewna ulica - na pierwszy rzut oka bardzo niepozorna. Stały przy niej stare, zabytkowe domy, liczne miały już świąteczne dekoracje. W zdumienie wprawiły nas jednak sklepy, jakie mieściły się na parterach tychże budynków. Wiele z nich, to jedne z najdroższych marek jakie znane są na rynku. Było to dla nas duże zdziwienie, iż w tak małej mieścinie, mieści się tak "droga" ulica. Widać jednak turystyka robi swoje:)


New Cooper River Bridge

New Cooper River Bridge - mieści się on nad rzeką Cooper, łącząc Charleston oraz Mount Pleasant. 



Restauracja tylko dla wybranych;)



Don't even!

Prawdziwy przysmak, robiony na naszych oczach - fudges!



Po spacerze oraz smacznej kolacji, nadszedł czas na znalezienie miejsca do spania. Jadąc przez autostrady co i rusz widzieliśmy niewielkie motele, rodem z amerykańskich filmów grozy, dlatego nie mogliśmy odmówić sobie noclegu w jednym z nich! Konrad, który dużo podróżował po USA, doradził nam jakich moteli szukać. Jednocześnie nastraszył mnie, że w tych najtańszych motelach, z serii "no name", można spotkać tzw. "bed bugs", czyli robaczki, które mieszkają w materacach i gryzą każdego, kto się na nich położy! Po takiej wizji, byłam przerażona nocą w naszym motelu, okazało się jednak, iż jest on "prawie luksusowy" i co najważniejsze - nie miał żadnych robaków:)





Ostatni dzień naszej podróży był równie interesujący co poprzednie. Niestety, nie mieliśmy już tak dużo czasu na zwiedzanie, bowiem czekała nas długa podróż do domu, niemniej postanowiliśmy wykorzystać go maksymalnie i odwiedzić miasto, które pragnęłam zobaczyć już od wielu lat.


Wilmington

Wilmington jest niewielką miejscowością, o której nie wiedziałabym, gdyby nie serial który kiedyś oglądałam. Gdy pojechaliśmy tam, naszym oczom ukazało się niezwykle sympatyczne i piękne miejsce! Stwierdziliśmy nawet z Piotrem, iż jest to według nas idealne miejsce do zamieszkania na stałe. Położenie Wilmington jest bardzo dobre, mieści się bowiem ono już w Karolinie Północnej, niemniej jest tak blisko Karoliny Południowej, że klimat tam jest bardzo przyjazny dla ludzi. Oprócz tego, rosną tu palmy, co jest dla nas ogromnym atutem:) Niewielkie klimatyczne uliczki śródmieścia, wspaniałe widoki na  rzekę Cape Fear, która wpływa do Atlantyku, oraz cudowne, typowo amerykańskie domki - to coś co naprawdę nas urzekło! Wilmington nie jest dużym jak na USA miastem - liczy około 100 tysięcy mieszkańców, jednak naszym zdaniem, jest to idealne miejsce do zamieszkania jeżeli ma się dosyć nieustannego zgiełku i hałasu dużej metropolii. 

Stojąc nad rzeką w centrum miasta, naszym oczom ukazuje się widok na majestatyczny, leciwy most - Cape Fear Memorial Bridge. Idąc dalej wzdłuż "river walk" widzimy dzielnicę małych sklepików i restauracji, banków, piękny teatr oraz imponujący budynek sądu. Dopiero wjeżdżając w głąb miasta zobaczyć można nieduże, urokliwe domki. 

Welcome to Wilmington!



XIX wieczna Bellamy Mansion

Kościół Baptystów zbudowany w 1808 roku

Downtown

Sklepy i restauracje przy rzece

Rzeka Cape Fear a w tle  Cape Fear Memorial Bridge

W tle: pancerny okręt-muzeum USS North Carolina Battleship Memorial - kiedyś był on najpotężniejszym okrętem wojennym w marynarce USA




Urząd Celny

Z cyklu "Świąteczne dekoracje", czyli kto znajdzie uszy renifera? :-)

Na pewno pozazdrościli nam iglicy z DC ;-)



Na koniec wspomnę o jeszcze jednym atucie Wilmington - blisko położonej, malowniczej i rozległej przez ponad 4 mile plaży Wrightsville. Czysty biały piasek, piękne duże muszelki oraz stada mew latające nad wodą - czego chcieć więcej!






Na koniec kilka ciekawostek:


  • To właśnie w Wilmington przez wiele lat swojej młodości mieszkała gwiazda NBA - Michael Jordan
  • Do dziś Wilmington uznawane jest za zagłębie filmowe. Pomimo tego, iż jest to niewielkie miasto, zbudowano  tam studia filmowe, w których nakręcono bardzo wiele filmów, seriali oraz programów telewizyjnych - wszystko dlatego, iż  wizualnie Wilmington może uchodzić za Cape Cod czy Kalifornię.
  • W jednym z domów przy Wrightsville Beach, kręcono sceny do filmu "Sypiając z wrogiem " z Julią Roberts.



Komentarze

  1. proponuję zrobić mapkę z trasą Waszych wycieczek!MP.

    OdpowiedzUsuń
  2. mapka to dobra myśl, zgadzam się! :). ale znasz mojego faworyta tej notki! niezły z niego słodziak dodajmy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem ,że z tym idealnym Wilmington to czysto hipotetyczne stwierdzenie... (don't even!!!!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wolę nie wiedzieć co się dzieje, gdy ktoś odważy się i tam zaparkuje:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczne miejsca, jest co podziwiać! Na zdjęciu nr 6 - stary Dodge Ram ;-) ? Tak się składa, że coraz bliżej do świąt. Mam pytanie, często widujecie tak "przystrojone" samochody :)? U nas w Polsce jeszcze nigdy nie miałem przyjemności widzieć samochodu reniferka :D Będzie coś na temat amerykańskich samochodów- jakieś ciekawe zdjęcia, relacje :-) ?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. lemonstates16 grudnia, 2012

    Takich samochodów jeździ tu sporo, widać mają poczucie humoru! Innymi popularnymi ozdobami świątecznymi, są zawieszone na maskach świąteczne wieńce.Postaramy się umieścić jakiś post o autach, na razie kolekcjonujemy zdjęcia:) Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mieszkam w Wilmington, NC. To jest miejsce troche niezwykle - dosci dziwny zlepek kilku amerykanskich populacji, nie koniecznie lubiacych sie nawzajem. Swietny kilmat (chociaz wole Floryde, bo w zimie czasem jest tu "zimno" - mniej wiecej tak, jak w Polsce w pazdzierniku). Nad plazami lataja luczami pelikany, a w Greenfield Lake (jednym z tutejszych parkow) jest mnostwo aligatorow. Miasto jest niewielkie, nie ma korkow, wszedzie mozna dojechac w nie wiecej, niz pol godziny. Mozna sobie wypozyczyc w weekend lodz, i poplywac po wodach wewnetrznych (nie wiem, jak intracoastal jest po polsku).

    Z jednej strony, cywilizacyjne 100 albo 200 lat za Europa (np. za Anglia, gdzie mieszkalem przez 10 lat). Ale z drugiej strony, jest to swiat, ktory zachowal wartosci, ktore w Europie dawno zaginely. Trudno to wytlumaczyc; to trzeba poczuc.

    Polecam na wakacje. Nie jest tu strasznie drogo, ale dojazd z Polski jest skomplikowany.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty