No i po Sandy...
Przed weekendem dowiedzieliśmy się o nadchodzącym huraganie Sandy, który miał uderzyć we wschodnie wybrzeże Stanów pomiędzy DC, a Bostonem. Przygotowania do nadejścia Sandy rozpoczęły się już w piątek, kiedy to wielu pracowników dowiedziało się, iż w poniedziałek i wtorek najprawdopodobniej będą dniami wolnymi, podczas których najlepiej nie wychodzić z domu.
Oglądając TV, z każdą godziną pojawiały się nowe informacje - niestety coraz bardziej niepokojące - które miały na celu zmobilizowanie ludzi na zagrożonych terenach do jak najlepszego przygotowania się na nadchodzące dni.
Ogromnym zaskoczeniem było dla nas szybkie reagowanie władz miasta - wiedząc, iż prawodopodobnie duża część DC będzie odcięta od prądu, jeszcze przed przyjściem Sandy w bardzo wielu miejscach na drogach postawiano dodatkowe znaki "STOP-u", które pozwalają dziś, w dniu bez prądu na dużo bezpieczniejszą jazdę po ulicach.
Oglądając TV, z każdą godziną pojawiały się nowe informacje - niestety coraz bardziej niepokojące - które miały na celu zmobilizowanie ludzi na zagrożonych terenach do jak najlepszego przygotowania się na nadchodzące dni.
Zakupy
Podczas huraganu ogromnym problemem miały okazać się przerwy w dostępie do prądu. Nic dziwnego, iż w sobotę wieczorem, w pobliskim sklepie Giant, kolejki były niewyobrażalne. Jadąc tam planowaliśmy kupić tylko kilka najpotrzebniejszych produktów, niestety ulegliśmy presji otoczenia wychodząc ze sklepu z pełnym koszykiem i sporymi zapasami wody - której z każdą minutą ubywało na półkach. Oprócz wody, ludzie kupowali ogromne ilości suchego prowiantu, a także baterii, latarek oraz świeczek. Wszystko po to, aby być dobrze przygotowanym na najgorsze. Nie trzeba chyba dodawać jak długo czekaliśmy w kolejce do kasy, pierwszy raz jednak nie mieliśmy o to pretensji...Zachowanie władz i mediów
Gdy już przenieśliśmy do domu wszystko z balkonu oraz zaparkowaliśmy auto na podziemnym parkingu - nikogo nie dziwił fakt, iż w ciągu kilku godzin wszystkie miejsca szybko się zapełniły - mogliśmy spokojnie rozsiąść się przed TV śledząc serwisy informacyjne. Media zareagowały na huragan natychmiastowo, sytuacja nieustannie się zmieniała, a wszyscy chcieli przekazać jak najwięcej potrzebnych informacji. Pozytywnym zaskoczeniem dla nas było zachowanie Prezydenta, który według naszej opinii zyskał sobie dzięki Sandy wiele dodatkowych głosów. Obama natychmiast zrezygnował ze wszystkich swoich spotkań i wieców i wrócił do Białego Domu skąd ogłosił stan wyjątkowy na wschodnim wybrzeżu, który oznacza, iż wszystkie federalne siły muszą włączyć się do pomocy poszkodowanym - oczywiście korzystając przy tym z federalnych funduszy. Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż jego konkurent w walce o stołek prezydencki - Mitt Romney, zanim jeszcze było wiadomo o nadchodzącym huraganie, głosił w swoich postulatach wyborczych, iż w razie klęsk żywiołowych, pomoc ludziom powinna być oferowana nie przez państwowe urzędy, a lokalne jednostki, co nie zostało przyjęte z dużą radością...Ogromnym zaskoczeniem było dla nas szybkie reagowanie władz miasta - wiedząc, iż prawodopodobnie duża część DC będzie odcięta od prądu, jeszcze przed przyjściem Sandy w bardzo wielu miejscach na drogach postawiano dodatkowe znaki "STOP-u", które pozwalają dziś, w dniu bez prądu na dużo bezpieczniejszą jazdę po ulicach.
Zarobić można zawsze...
Pomysłowości nie można odmówić taksówkarzom, którzy za przewiezienie kogoś wczoraj w DC życzyli sobie dodatkowe $15 od każdej osoby... Korzystali oni z faktu, iż od poniedziałku rano nie działała komunikacja miejska (ani metro, ani autobusy).
Zachmurzone niebo nad McLean. Na zdjęciu autostrada, która dziś wyjątkowo świeciła pustkami.
Większość ulic, szczególnie od rana wyglądała właśnie tak lub gorzej...
Brak prądu dotknął mieszkańców większej części DC. Całe szczęście ludzie wykazują się dużą kulturą i na drodze nie ma problemów z poruszaniem się.
dobrze, że poszło! :)
OdpowiedzUsuńCiekawe toto!MP.
OdpowiedzUsuńPrzepiekny samochod na ostatniej focie (ten bordowy)!
OdpowiedzUsuńO wpis jako "Anonimowy" podejrzewam Kolege T. Jak tam gielda?
OdpowiedzUsuń